Rozmowa z Łukaszem Słoniną, olimpijczykiem biathlonistą, mieszkańcem Gminy Nowa Ruda
- Dziś mam zaszczyt rozmawiać z Panem Łukaszem Słoniną (l. 35), biathlonistą, olimpijczykiem, obecnie mieszkańcem Ludwikowic Kłodzkich w Gminie Nowa Ruda. Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- W dniu, w którym rozmawiamy trwają Igrzyska Olimpijskie w Paryżu. To doskonały moment, by wrócić wspomnieniami do olimpiady, w której brał udział mieszkaniec Gminy Nowa Ruda. Jakie emocje towarzyszyły Panu podczas najważniejszego wydarzenia w sportowej karierze?
- To są emocje nie do opisania. Bywałem wcześniej na mistrzostwach świata, czy Europy, ale to jest impreza na inną skalę. To była zimowa Olimpiada w Soczi w 2014 roku. Wrażenie na mnie zrobiła też wioska olimpijska...
- Były tekturowe łóżka?
- (śmiech) Nie, ale były niedokończone pokoje. Chociaż trzeba przyznać, że miejscowość była zbudowana jakby od nowa. Nawet nie wszystko jeszcze było rozpakowane z folii. Wjeżdżało się tam jak do innej bajki.
- Jak ocenia Pan swój start podczas Olimpiady w Soczi?
- Myślę że najlepsze wyniki osiągałem przed olimpiadą. W 2013 r. udało się zdobyć złoto na Mistrzostwach Polski w biathlonie. Później mieliśmy częste zmiany trenera i podczas olimpiady nie ułożyło się nam najlepiej ze sztabem szkoleniowym.
- W jakim wieku zawodnik osiąga najlepszą formę?
- To nie jest szybki progres. Ale jak przegapisz moment albo nie osiągniesz wyniku do pewnego wieku, może być za późno na rozwój kariery. Ten sport ma dużo składowych - technika strzelania, technika biegu i zmienność. Na trasie musisz być dynamiczny, szybki, a na strzelnicy spokojny i mieć wszystko pod kontrolą. Wtedy można osiągać wyniki. Ja dobrze strzelałem. I pierwszy złoty medal na arenie ogólnopolskiej udało się zdobyć już w gimnazjum.
- Jak rozpoczęła się Pana przygoda z biathlonem?
- Można powiedzieć, że sport był ze mną od zawsze. Mój tato był sportowcem, biegał na krótkich dystansach i grał w ping ponga. Wychowałem się w Sokołowsku. Tam nie było zbyt wielu dyscyplin do wyboru. Mogliśmy z kolegami trenować biegi narciarskie lub piłkę nożną. I wielu z nas biegało. Była duża rywalizacja. Można było co weekend brać udział w zawodach. Mój tato też był sportowcem. Najbardziej jednak miłość do sportu zaszczepił we mnie śp. Zbigniew Kolanko, mój wuefista w podstawówce, a w gimnazjum - Sławek Foryś. Później przeszedłem do klubu w Dusznikach-Zdroju.
- Czy Pan miał swojego idola, którego podziwiał w biathlonie? Czy młodzież powinna mieć swojego idola?
- Miałem i powinno się mieć. Bo idol motywuje do działania, pracy, systematyczności. Dobrze jest tego idola prześledzić, co zrobił, że jest dziś tym kim jest. I wykorzystać tę wiedzę. Moimi idolami byli biathloniści Raphaël Poirée i Ole Einar Bjørndalen, który startował nawet po czterdziestce, co pokazało, że wytrwałość i praca bez względu na wiek dają szansę na medal.
- Czy udało się z nim spotkać?
- Kiedyś widziałem go na stołówce (śmiech). To jest piękne, że przez sport możesz tego swojego idola spotkać właśnie osobiście, na trasach albo możesz z nim rywalizować, co jest marzeniem każdego dziecka.
- Który trener był Panu najbliższy i dał najwięcej wskazówek, które zostały w głowie do dziś i można je przekazać młodzieży?
- Trudno powiedzieć, bo każdy trener coś wnosi dla zawodnika i każda podpowiedź i rada wniosła ziarenko do mojej ścieżki sportowej.
- Pan sam był trenerem przez 5 lat. Czy udało się wyszlifować diament?
- Przez pierwsze dwa lata trenowałem dziewczęta z trenerką z Ukrainy. A kolejne lata prowadziłem je sam. Miałem dwa diamenciki, ale chyba zabrakło szczęścia. Czwarte miejsce na Mistrzostwach Świata, cały czas utrzymywały się całą grupą w pierwszej dziesiątce. Mocno szliśmy do przodu i zajmowaliśmy 5-6 miejsce w punktacji narodów kobiet. Ale zabrakło tej kropki nad i.
- Są wakacje, a po ich zakończeniu, we wrześniu w Ludwikowicach Kłodzkich rozpocznie działalność pierwsza w Gminie Nowa Ruda sekcja biathlonowa. Co tak doświadczony sportowiec może przekazać młodzieży, która w najbliższych tygodniach dopiero rozpocznie swoją przygodę z tym sportem.
- Na początku niech próbują i cieszą się tym sportem. Biathlon ich przygotuje i pozwoli nabrać cech pomocnych w dalszym życiu. I niech nie zrażają się, jeśli przez pierwsze miesiące nie będzie im szło. To nie jest tak, że po roku ktoś zostaje mistrzem Polski, Dolnego Śląska, czy w ogóle mistrzem. Najważniejsza jest systematyczność i dyscyplina. Trzeba próbować i dążyć do celu. Jak raz wyjdzie, to później będzie wychodzić coraz częściej, aż dojdzie się do takiej perfekcji, że wejdzie w nawyk. Człowiek tak jest skonstruowany, że działa nawykowo.
- Czy każdy ma szansę? Czy trzeba mieć predyspozycje lub określone cechy charakteru?
- Na pewno pomagają spokój i opanowanie. Umiejętność panowania nad swoimi emocjami to najważniejsza cecha, ale to w późniejszym etapie. Na początek ważna jest dobra zabawa. Dzieci powinny spróbować każdego sportu, żeby znaleźć własną ścieżkę.
- Czy młodzież z mniejszych miejscowości ma trudniejszy start do osiągania najlepszych wyników w sporcie?
- Nie ma znaczenia, choć moim zdaniem osoby z mniejszych miejscowości mają większą możliwość osiągania podium. Ze względu na to, że są bardziej charakterne. Nie wiem czy to jest w statystykach (śmiech). Ale obserwując zawodników z jakich miejscowości pochodzili, to ci z mniejszych miejscowości dążyli bardziej, niż ci z miasta. Może ze względu też na to, że jak nie wychodzi, to w mieście jest więcej możliwości przejścia na inną dyscyplinę. W mniejszej - jeśli chcesz zostać w sporcie, zawodnik trzyma się jednej dyscypliny i ćwiczy dalej.
- Czy ma Pan swoje ulubione trasy biathlonowe?
- Moim ulubionym ośrodkiem przygotowawczym jest Obertilliach w Austrii. Tam są trasy letnie i zimowe, zróżnicowane i długodystansowe. Można przejechać 30-40 km w jedną stronę. Pod względem tras i widoków super jest Skandynawia. Norwegia, Szwecja, Finlandia.
- Czy można Pana spotkać na trasach w Górach Sowich?
- Na chwilę obecną nie mam zbyt wiele czasu na sport. Czasem dla przyjemności jeżdżę rowerem lub rano pobiegam wokół Ludwikowic Kłodzkich. Gram też amatorsko w siatkówkę. A jak mam wolną chwilę w domu, to zabieram się do majsterkowania. Tworzenie rzeczy od zera sprawia mi wiele radości.
- Jak ocenia Pan szanse polskich biathlonistów podczas najbliższej zimowej olimpiady?
- Mój kolega trenuje obecnie młodą grupę, 19-20 latków. Liczę na to, że pojadą na najbliższą olimpiadę by nabrać doświadczenia. Przypuszczam, że w następnej olimpiadzie mogą spróbować już zdobywać medale.
- Komu kibicuje Pan podczas zmagań olimpijskich w Paryżu?
- Wiadomo, że naszym. Całej kadrze, którą wprawdzie tworzą indywidualni sportowcy, ale najważniejszy jest zespół.
- Dziękuję za poświęcony czas i rozmowę.
- Dziękuję.
(Rozm. B. Adamska)
Łukasz Słonina - ur. 5 czerwca 1989 w Wałbrzychu, biathlonista. Uczestnik Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi w 2014 r., srebrny medalista Mistrzostw Europy w sztafecie, brązowy medalista Mistrzostw Europy Juniorów w sztafecie, wielokrotny medalista Mistrzostw Polski we wszystkich kategoriach wiekowych, Mistrz Polski seniorów w biegu sprinterskim. Trener kadry młodzieżowej.